100 dni po porodzie…

100 dni po porodzie…

Zaczęłam pisać tę notkę będąc jeszcze w ciąży. Chciałam zestawić swoje wyobrażenia na temat porodu z rzeczywistością w jednym miejscu…



Za 13 dni mam termin.
Wstaję rano i gdy Mały jest spokojny to nawet nie „odczuwam” ciąży. Brzuch nie jest ogromny, pod luźną piżamą nawet go nie widać. Nie przeszkadza mi w tej końcówce ciąży. Miewam chwile, gdy łapię się na nieświadomości bycia w ciąży. Ale to takie krótkie chwile.

Kilka ostatnich dni jest identycznych. Kładziemy się spać ok 24-1 w nocy, a zasypiam nierzadko po 2. Około 5 mam pobudkę na toaletę i próbuję znowu zasnąć. Drugi raz budzę się po 8. Leżę i czekam na ruchy Małego. A w tej końcówce jest ruchliwy.

To moja pierwsza ciąża, pierwszy poród przede mną – czyli jedna, wielka niewiadoma! I to jest najgorsze. Oczywiście wszystkie pierwsze rzeczy w życiu są wyjątkowe, nieznane i nowe. Poród jednak jest strasznie irytujący pod tym względem. Co słyszę najczęściej? „Tego nie da się przegapić.”, „Na pewno będziesz wiedziała, że się zaczęło.” Serio? Skoro jedne kobiety mają skurcze przepowiadające, inne nie. Część ma bóle kręgosłupa, czy opasające, inne nigdy tego nie czuły. Czasami może odejść czop, wody, a czasami w ogóle. Są przypadki, gdy czop odchodzi długo przed akcją porodową, a czasami wszystko dzieje się w mgnieniu oka i po 2h jest po wszystkim – nawet u pierwiastek. Więc czego się spodziewać? Ta niewiadoma mnie przerażała.




[edit] 100 dni temu wszystko zaczęło i skończyło się w ciągu 26h i 20min. Punktualnie o północy dostałam skurcze – były to bóle typowo menstruacyjne. Nawet niezbyt bolesne. Trwały kilkanaście sekund i odpuszczały na 10min. Były bardzo regularne. Nie do końca wiedziałam czy to już TE skurcze czy nie – w końcu to był mój pierwszy raz. Żadnych innych objawów nie miałam, więc zasnęłam. Obudziłam się ok. 6 rano (na siusiu) i nadal miałam skurcze,  bardzo delikatne, w odstępach 10-8 min. Ciągle zastanawiałam się czy to już to na co tyle czekałam. Od mniej więcej  10.00 zaczęłam spisywać ich częstotliwość. Ponieważ to była moja pierwsza ciąża poprosiłam męża żebyśmy pojechali na Izbę Przyjęć zrobili KTG i sprawdzić czy wszystko OK. W szpitalu (syndrom białego fartucha) skurcze były bardzo nieregularne a nawet się zatrzymały. Poradzono mi, abym przyjechała, gdy będą co 5min. Położna dodała, że mogę przyjechać za 2h albo za 2 dni. Wróciliśmy więc do domu. Z biegiem czasu skurcze były coraz silniejsze, ale nadal do wytrzymania. Trwały krótko (30sek) i przerwy nadal były na tyle długie, że mogłam wykonywać wszystkie obowiązki domowe. Do czasu.. Około 18.00 jadłam kolację już na czworakach, bo tak było mi najwygodniej podczas skurczy. Później postanowiłam wziąć kąpiel, aby się rozluźnić (tak czytałam, że warto) ale podczas leżakowania w wannie skurcze nabrały siły i prędkości - występowały już co 3-5min. Zdecydowaliśmy się więc wrócić do szpitala.



Po wypełnieniu formalności, zapisie KTG, badaniu na IP w końcu przyjęto mnie i znalazłam się na sali porodowej po prawie 24h od pierwszych skurczy. Akcja porodowa rozwijała się prawidłowo i bardzo szybko, już po pół godzinie miałam pełne rozwarcie i miałam zacząć przeć.. No i parłam tyle tylko, że Maluch blokował, klinował się i nie mógł wyjść. Umęczyłam się potwornie. Prawdą jest, że w pewnym momencie czułam, że umrę i nie dam rady. Ponieważ rodziłam bez znieczulenia tylko z gazem (rozweselającym? ) bolało, brakowało powietrza, szczególnie gdy w butli kończył się gaz na połowie wdechu. Dezorientowało mnie to i wybijało z rytmu prawidłowego oddechu. BA! Prawidłowy oddech… Można ćwiczyć w domu perfekcyjnie, ale gdy skurcze są już non stop to ciężko o zdrowy rozsądek. Zaczęłam oddychać zbyt szybko, przez co wpadałam w hiperwentylację i trzęsły mi się nogi, których nie umiałam uspokoić.  Podano mi jakiś środek, chyba oksytocynę, mającą ułatwić mi poród, ale nie pomogła. Męczyłam się jeszcze trochę, aż przed 2.00 w nocy zdecydowano się na cięcie cesarskie. Ponieważ byłam wyczerpana cieszyłam się, że dłużej nie muszę walczyć. O 2.20 przyszedł na świat mój syn.



Podziwiam wszystkie mamy, które urodziły naturalnie. Z drugiej strony wiem, że nie każda kobieta ma (nomen omen) tę naturalną zdolność. Co więcej, wiele moich znajomych, które trenowały i przez to miały silny mięśnie skończyły na stole z cc, właśnie z uwagi na zbyt mocne więzadła , ścięgna i trzymające mięśnie.
Po 100 dniach mogę podsumować - cieszę się, że miałam cesarkę, ale jednocześnie wiem, czym jest poród naturalny. Kolejny, jeśli się zdecydujemy – tylko cc. A Wy jak wspominacie swój poród?  

Zdjęcia: Iwona Weiss


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Po100dniach , Blogger