Karmienie - 4 istotne sprawy o których nikt mi nie powiedział

Karmienie - 4 istotne sprawy o których nikt mi nie powiedział
Po 100 dniach karmienia piersią …

4 ważne sprawy, o których nikt mi nie powiedział. Fakty i mity.




Po pierwsze nie ma lepszej i gorszej matki. Karmisz piersią czy mlekiem modyfikowanym, a i tak chcesz dla swojego dziecka jak najlepiej. Nie daj sobie wmówić, że mleko z piersi jest wartościowe tylko przez 3, 6 czy 12 miesięcy. Z drugiej strony nic na siłę, jeśli nie czujesz powołania, nie masz warunków, sytuacja Ciebie do tego zmusiła, aby podać MM – trudno. Twoje dziecko będzie żyło i na pewno będzie rozwijało swój potencjał.



Po drugie myśl pozytywnie jeśli chcesz karmić piersią, bo mleko jest w głowie. Nie bój się, że go nie będzie jeśli urodzisz przez cesarskie cięcie. Przystawiaj – bo tak uruchomisz produkcję! Po stabilizacji masz miękkie piersi? Ciesz się z lekkości i przystawiaj. Piersi produkują na bieżąco.



Po trzecie edukuj się. Czytaj, szukaj, pytaj. Nie znalazłaś odpowiedzi, poszukaj doradcy laktacyjnego lub promotora karmienia piersią. Niestety wiele źródeł jest nieaktualnych. Istotne:
# Przystawianie dziecka do piersi najlepiej nakręca laktację. Gdy myślisz, że nie masz mleka jedynym rozwiązaniem jest przystawianie, przystawiania i jeszcze raz przystawianie dziecka do piersi. 
# Nie ma diety matki karmiącej. Można jeść potrawy gotowane, smażone i pieczone. Można pić napoje gazowane. Tylko czy to zdrowe? Możesz używać przypraw, jeść czekoladę i orzechy. Uwaga – one mogą alergizować, ale dopóki nie zjesz to się nie dowiesz.
 Nie ma dwóch czy trzech faz mleka. Mleko jest zawsze najlepsze! 
# Nie ma kryzysów laktacji. Są skoki rozwojowe u dziecka i wtedy Maluch może chcieć jeść więcej lub mniej.
# Nie ma godzin karmienia, schematów czy odpowiedniego czasu przystawiania. Karmimy na żądanie dziecka lub matki. Tyle ile chcemy i jak długo potrzebujemy.


6.        

Po czwarte gdy pojawi się problem – walcz! W następnych postach omówię jakie problemy mnie spotkały podczas mojej mlecznej drogi.. 

Whisbear - miś który uratował moje noce

Whisbear - miś który uratował moje noce


Twoje dziecko przesypia noce, na spacerach w milczeniu delektuje się widokiem drzew, a jedyne co Ty słyszysz z jego ust to jego słodkie guganie? Trafił Ci się aniołek! Mój Synek taki nie jest i nigdy nie był. Taki jego urok. Podobno dziecko nic nie musi, dziecko może…


Mój syn może poleżeć w spokoju na macie jakieś 15minut, może przejechać w wózku 1km bez buczenia, może przespać noc..do 4 rano. Oczywiście mogło być gorzej. Nie wiem co to kolki, nie mamy problemów z kolorem czy częstością wypróżniania, bólami brzuszka czy innymi nieprzyjemnościami. Jeśli chodzi o sen to pochwalę się – mój Synek zasypia w mgnieniu oka (jeśli jest już zmęczony) – to jest coś na co nie mam prawa narzekać. Nauczyłam go tego już w szpitalu, do którego zabrałam misia Whisbear. Więc nie końca to moja zasługa. Miś został stworzony, by przywrócić spokojny sen noworodkom, a później niemowlakom. Ten spokojny sen jest również dla rodziców!



Szumiące serce misia Whisbear®  dzięki, któremu zarówno mój Syn jak i ja śpimy spokojnie, szumi białym szumem i przypomina dziecku dźwięki znane z życia płodowego. Wystarczy włączyć serduszko, które jest w główce misia i przez  40 minut słyszymy kojący szum. Co ważne możemy regulować głośność urządzenia. U nas głośniej działa w dzień, a bardzo ciuchutko w nocy.
Testuję misia już 100dni i nie wyobrażam sobie moich nocy bez niego.



Jedynym minusem jest jego działanie na baterie – muszę je dość często wymieniać, a gdy nie mam pod ręką naładowanych akumulatorków to … mam problem!

A co mnie jeszcze cieszy? To, że Whisbear to polski produkt! Polecam każdej mamie.  To must have w wyprawce! 

Więcej o Whisbear <TU>

Testowanie produktów w Blogosferze Canpol babie

Testowanie produktów w Blogosferze Canpol babie
Jako matka chciałabym wybrać dla swojego dziecka to co najlepsze. Z miłą chęcią wezmę udział w testach produktów Canpol babie w Blogosferze. A może uda mi się zorganizować konkurs w którym będę miała jakieś upominki dla Was?



A jeśli tak jak ja chciałabyś/chciałbyś móc organizować konkursy, w których Twoi czytelnicy będą mogli wygrywać fajne nagrody lub brać udział w testowaniu produktów firmy Canpol Babies zapraszam do dołączenia do programu Blogosfera <TU>

Karmienie piersią

Karmienie piersią
Po 100 dniach karmienia piersią

Od samego początku wiedziałam, że będę karmić piersią. Nie było innej opcji. Dziewczyny, które leżały na sali ze mną ze strachem przystawiały swoje dzieci do piersi i wiele razy powtarzały, ze nie mają pokarmu. Ja nie miałam pewności, ale wierzyłam, że ten pokarm jest. Oczywiście wyedukowałam się i wiedziałam, że wcale nie musi go być dużo, bo żołądek Maleństwa nie potrzebuje od razu 100ml. Pierwszego dnia, zaraz po cieciu, przystawiano mi Synka to piersi. Cmokał sobie i zasypiał. Leżeliśmy tak kilka godzin. Tego dnia przystawiano mi go tylko do jednej piersi i to był błąd. Laktacja się rozszalała i następnego dnia miałam już nawał w tej piersi. Na szczęście zmrożona pieluszka i delikatny masaż pomógł. Gdy po 3 dobie wróciłam domu nadal karmiłam. Przystawiałam raz do jednej, raz do drugiej piersi. Każdą godzinę karmienia i czas trwania skrzętnie notowałam. Synek jadł średnio 20min, 10 razy na dobę.




Niestety karmienie nie jest tak proste. W 3 tygodniu zrobił mi się zastój w piersi, który zlekceważyłam i skończyło się zapaleniem z 39` gorączką. Zimne okłady z kapusty, rozgrzewanie przed karmieniem i ibuprom pomogły. Po 2 dniach nie było śladu zapalenia. Tak mi się tylko wydawało - bo zastój gdzieś głęboko pozostał. Pewnie dlatego w kolejnym tygodniu znowu poczułam ból w piersi i zatkany kanalik z białą kropką na brodawce. Ból straszny. Pomogły ciepłe prysznice, olej kokosowy i igła.. oraz kapusta.

Minęło 6 tygodni i Synek przechodząc skok rozwojowy ssał chętniej i dłużej. Rozkręcił mi laktację i nastąpiła nadprodukcja pokarmu (po kilku dniach już jadł znów mniej i krócej), a to doprowadziło do kolejnego bólu piersi. Ból był strasznie nieprzyjemny. Kujący, prowadzący do łopatki. Zazwyczaj 15 min po karmieniu, trwał około godziny. Ból był przeszywający i bardzo nieprzyjemny. Pomógł dość silny masaż i ściągnięcie zastoju przez ginekolog. Sama nigdy bym sobie tak nie wymasowała piersi (niektórzy twierdzą, że nie można tak mocno masować i wyciskać pokarmu - ja też byłam tego zdania, ale muszę przyznać, że tylko takie mocne potraktowanie piersi mi pomogło)! Dodatkowo kapusta po karmieniu i kolejny raz moje karmienie zostało uratowane.




Po drodze odkryłam u siebie objaw Raynauda, czyli bielenie brodawek. Nie ma na to lekarstwa. Po prostu po wyjęciu brodawki z paszczy mojego ssaka i zmianie temperatury z ciepłej (wewnątrz jamy ustnej Synka) na zimną (temperatura pokojowa) brodawki twardniały i bielały. Towarzyszył (i nadal towarzyszy) temu ból. Podobno Mg, Ca i wit. B6 ma pomóc, więc zaczęłam to suplementować. Poza tym szybkie chowanie piersi do ciepłego, unikanie karmienia przy otwartym oknie i wietrze. Jednak jest to do przeżycia. Gorsze są zastoje, zapalenia i nawały.
Te bielejące brodawki początkowo zdiagnozowałam sobie (sama) jako grzybicę - a to częsty błąd. Na szczęście ginekolog wyprowadziła mnie z błędu i zasugerowała właśnie objaw  Raynauda.

Nie byłabym sobą, gdybym nie spróbowała wszystkiego. Udałam się więc do poradni laktacyjnej sprawdzić czy przystawiam prawidłowo i czy mogę coś poprawić, aby już nie bolało. Okazało się, że wszystko jest w porządku. Brodawki mam idealne, Synek ładnie ssie i chwyta brodawkę. Jedynie ma lekko cofniętą żuchwę i przez to może spłaszczać mi brodawki, a przez to silniejsze bielenie. Dodam, że Mały bardzo dobrze przybiera i rośnie jak na drożdżach.




Z polecenia znajomej przyjęłam również serię środka homeopatycznego (Bryonia 9ch) i mam nadzieję, że moja laktacja się w końcu ustabilizuje.

Po 100 dniach karmienia piersią mogę podsumować – nikt nie mówił, że będzie … tak ciężko! Karmimy się dopiero 3 miesiące, a już wiele razy chciałam zrezygnować. Wydaje mi się, że o wiele łatwiej jest przygotować mleko modyfikowane i podać butlę. Karmienie piersią to często bolesne, ale jakże cudowne doświadczenie. Nikt nie odbierze mi tych chwil sam na sam, tej malutkiej rączki na piersi, tego języczka, a teraz już i oczu, które szukają i cieszą się na widok piersi… Mam nadzieję karmić do roku. Trzymajcie kciuki! A Wy macie jakieś przyjemne lub te mniej doświadczenia z karmieniem piersią?

Polecam strony,które propagują i edukują w temacie karmienia piersią:
www.mataja.pl
www.mlecznewsparcie.pl
www.hafija.pl



Jestem Mamą.

Jestem Mamą.
Jestem Mamą. 
Moje życie się zmieniło. Nie zarywam nocy by oglądać seriale (od dawna już nie imprezuję), nie leżę do południa w piżamie i nie pojadę w najbliższym czasie w podróż w nieznane z mężem po Hiszpanii.



Matka poświęca się, wyrzeka części siebie – to nieuniknione. Jedne szybciej, inne później mają odrobinę czasu dla siebie. Ale ich życie nigdy już nie jest takie jak przed urodzeniem dziecka. 

Priorytety się zmieniają.



W swój pierwszy dzień matki otrzymałam od swojego prawie 3miesięcznego syna CZAS, aby wypić 2 ciepłe kawy i obejrzeć serial  -  to nic, że w trzech częściach.


Jestem szczęśliwą matką, bo mam szczęśliwe dziecko, które biorę na ręce wtedy, kiedy ono tego potrzebuje i nie daję się mu wypłakać, odliczając do 3, 5 czy 7 minut. Karmię piersią i nie odciągam, by podać butlę tylko dlatego, żeby iść na imprezę, czy oddać dziecko dziadkom. Poświęcam codziennie godziny by bawić, stymulować, obserwować swoje dziecko zamiast odłożyć do łóżeczka/bujaczka/chodzika/kojca i zająć się sobą. Jestem szczęśliwą matką, bo mam szczęśliwe dziecko.



Życie matki jest pełne ciężkich chwil. Nie chodzi tylko o zimną kawę, brak czasu na siku czy prysznic, kołtuny we włosach, brudne bluzki, chodzenie 24h/7 w dresie. Często życie matki jest nie do wyjaśnienia, opowiedzenia drugiej osobie. Bo kto zrozumie kobietę, która jednocześnie ma dość ciągłego płaczu i oddałaby życie za małego ssaka. Kto pojmie czemu kobieta, która czuje potworny ból podczas zapalanie piersi (przynajmniej jednego w miesiącu) -  nadal chce karmić piersią, bo to najpiękniejsze i najlepsze co może dać dziecku – nie tylko mleko (które może odciągnąć i podać butlą), ale bliskość skóra do skóry.  Dlaczego mama, kiedy już uśpi swojego Maluszka sama się nie położy tylko obserwuje oddech i pogodne oblicze swojego dziecka.. 



Zostając matką przestajesz być egoistką. Twój czas, siły, sen, myśli, uczucia są już w drugim człowieku. Człowieku, który początkowo jest malutki i całkowicie zależny od Ciebie, a z biegiem czasu coraz  bardziej samodzielny... 

Dopiero, gdy zostałam matką uświadomiłam sobie ile zawdzięczam swojej mamie, która do tej pory jest mi najbliższą kobietą na świecie i to do niej pierwszej dzwonię w tych dobrych i gorszych chwilach. Chyba nigdy nie będę w stanie jej podziękować za wszystko co dla mnie zrobiła i robi. 

Mama.. Jestem Mamą. 

Każda ciąża jest inna

Każda ciąża jest inna
„Każda ciąża jest inna” – czytałam to wiele razy w artykułach na temat ciąży. Mimo wszystko w ludziach jest tendencja do porównywania, a wśród tych ambitniejszych do podnoszenia sobie poprzeczki.





Ile to pytań na forach – czy to dobrze, że dziecko nie kopie od 20minut? A czy coś jest nie w porządku, że Mały rusza się non stop cały dzień? Ile powinnam ważyć w 3/5/7 miesiącu? Czy mogę jeść to/tamto? Dziwiło mnie to jak kobiety panikują, porównują się i swoje objawy. Bo mają wszystkie  na raz albo nie mają w ogóle ... Każda ciąża jest inna! Zapamiętaj!

Dodam coś więcej – każdy dzień kobiety w ciąży jest inny. Nie tylko ze względu na trymestr, a co za tym idzie poziom hormonów, zmiany w jej ciele. Każdy dzień. A nawet każda godzina może być zupełnie różna. Pamiętam jak wstawałam rano i nie miałam siły podnieść się z łóżka, nie miałam ochoty otwierać oczu czy zrobić sobie herbaty. A już następnego dnia byłam w stanie wysprzątać pół mieszkania, zrobić zakupy i obiad na 3 kolejne dni. Rzadko tak było, ale miałam przypływ energii podczas kilku dni w 2 trymestrze.

Strasznie drażniły mnie teksty „Skoro ja potrafię, to Ty też” – nie! Skoro Ty potrafisz przebiec 5 km w 7 miesiącu ciąży to brawo dla Ciebie i zajmij się sobą. Ja, mimo, że przytyłam w całej ciąży tylko 10 kg to nie byłam w stanie przebiec ani 1 kilometra – ani w 3 ani w 5 ani w 7 czy 9 miesiącu. Ba! Mimo tego, że aktywność fizyczna towarzyszyła mi przed ciążą przez 20 lat (!) to te 9 miesięcy nie czułam się ani na siłach, ani nie czułam potrzeby by się ruszać.
Przyznam Ci się, że mam wykształcenie w kierunku zdrowia i sportu , poza tym pracowałam m.in. w szkole rodzenia. Ale prowadzić zajęcia dla innych brzuchatek, a samej mieć brzuszek, na który czekałam i o który się starałam…  to zupełnie coś innego.



To nie było lenistwo. Chociaż może .. trochę? Chciałam się skupić na Lokatorze mojego brzucha. I potwornie się bałam! Mimo wiedzy, rozmów, warsztatów, szkoleń, książek, artykułów, filmów - lęk przed utratą ciąży lub jej zagrożeniem mnie paraliżował. Nie wiem czy to kwestia ciąży zaplanowanej czy nie. Ja wolałam odpuścić te 9 miesięcy i wrócić do aktywności po połogu (chociaż dziś wiem, ze i wtedy ciężko wrócić ze względu na brak czasu).


Mamo! Nie poddawaj się modzie na bycie fit –ciążówką. Jeśli nie czujesz się na siłach, nie zmuszaj siebie i swojego organizmu do biegania, jogi w ciąży, czy gimnastyki w wodzie. Oczywiście te aktywności są korzystne dla ciała, ale i samopoczucia (sławne endorfiny). Jednak to tylko Ty wiesz jak się czujesz i nikt nie powinien ingerować w Twój plan dnia. To Ty dźwigasz te dodatkowe, słodkie kilogramy i tylko Ty czujesz mdłości, zawroty głowy, rozbicie czy apatię. Nie rób nic wbrew swojemu ciału.
Nie namawiam do lenistwa, obżarstwa, pochłaniania kilogramów słodyczy i leżenia na kanapie cały dzień. Ale jeśli dzisiaj nie masz ochoty na spacer to poleż, a może wieczorem wyjdziesz z mężem zaczerpnąć świeżego powietrza? Jeśli nie dziś to jutro. Rób to, co dla Ciebie ważne. Słuchaj swojego ciała. Słuchaj tylko i wyłącznie siebie!


100 dni po porodzie…

100 dni po porodzie…
100 dni po porodzie…

Zaczęłam pisać tę notkę będąc jeszcze w ciąży. Chciałam zestawić swoje wyobrażenia na temat porodu z rzeczywistością w jednym miejscu…



Za 13 dni mam termin.
Wstaję rano i gdy Mały jest spokojny to nawet nie „odczuwam” ciąży. Brzuch nie jest ogromny, pod luźną piżamą nawet go nie widać. Nie przeszkadza mi w tej końcówce ciąży. Miewam chwile, gdy łapię się na nieświadomości bycia w ciąży. Ale to takie krótkie chwile.

Kilka ostatnich dni jest identycznych. Kładziemy się spać ok 24-1 w nocy, a zasypiam nierzadko po 2. Około 5 mam pobudkę na toaletę i próbuję znowu zasnąć. Drugi raz budzę się po 8. Leżę i czekam na ruchy Małego. A w tej końcówce jest ruchliwy.

To moja pierwsza ciąża, pierwszy poród przede mną – czyli jedna, wielka niewiadoma! I to jest najgorsze. Oczywiście wszystkie pierwsze rzeczy w życiu są wyjątkowe, nieznane i nowe. Poród jednak jest strasznie irytujący pod tym względem. Co słyszę najczęściej? „Tego nie da się przegapić.”, „Na pewno będziesz wiedziała, że się zaczęło.” Serio? Skoro jedne kobiety mają skurcze przepowiadające, inne nie. Część ma bóle kręgosłupa, czy opasające, inne nigdy tego nie czuły. Czasami może odejść czop, wody, a czasami w ogóle. Są przypadki, gdy czop odchodzi długo przed akcją porodową, a czasami wszystko dzieje się w mgnieniu oka i po 2h jest po wszystkim – nawet u pierwiastek. Więc czego się spodziewać? Ta niewiadoma mnie przerażała.




[edit] 100 dni temu wszystko zaczęło i skończyło się w ciągu 26h i 20min. Punktualnie o północy dostałam skurcze – były to bóle typowo menstruacyjne. Nawet niezbyt bolesne. Trwały kilkanaście sekund i odpuszczały na 10min. Były bardzo regularne. Nie do końca wiedziałam czy to już TE skurcze czy nie – w końcu to był mój pierwszy raz. Żadnych innych objawów nie miałam, więc zasnęłam. Obudziłam się ok. 6 rano (na siusiu) i nadal miałam skurcze,  bardzo delikatne, w odstępach 10-8 min. Ciągle zastanawiałam się czy to już to na co tyle czekałam. Od mniej więcej  10.00 zaczęłam spisywać ich częstotliwość. Ponieważ to była moja pierwsza ciąża poprosiłam męża żebyśmy pojechali na Izbę Przyjęć zrobili KTG i sprawdzić czy wszystko OK. W szpitalu (syndrom białego fartucha) skurcze były bardzo nieregularne a nawet się zatrzymały. Poradzono mi, abym przyjechała, gdy będą co 5min. Położna dodała, że mogę przyjechać za 2h albo za 2 dni. Wróciliśmy więc do domu. Z biegiem czasu skurcze były coraz silniejsze, ale nadal do wytrzymania. Trwały krótko (30sek) i przerwy nadal były na tyle długie, że mogłam wykonywać wszystkie obowiązki domowe. Do czasu.. Około 18.00 jadłam kolację już na czworakach, bo tak było mi najwygodniej podczas skurczy. Później postanowiłam wziąć kąpiel, aby się rozluźnić (tak czytałam, że warto) ale podczas leżakowania w wannie skurcze nabrały siły i prędkości - występowały już co 3-5min. Zdecydowaliśmy się więc wrócić do szpitala.



Po wypełnieniu formalności, zapisie KTG, badaniu na IP w końcu przyjęto mnie i znalazłam się na sali porodowej po prawie 24h od pierwszych skurczy. Akcja porodowa rozwijała się prawidłowo i bardzo szybko, już po pół godzinie miałam pełne rozwarcie i miałam zacząć przeć.. No i parłam tyle tylko, że Maluch blokował, klinował się i nie mógł wyjść. Umęczyłam się potwornie. Prawdą jest, że w pewnym momencie czułam, że umrę i nie dam rady. Ponieważ rodziłam bez znieczulenia tylko z gazem (rozweselającym? ) bolało, brakowało powietrza, szczególnie gdy w butli kończył się gaz na połowie wdechu. Dezorientowało mnie to i wybijało z rytmu prawidłowego oddechu. BA! Prawidłowy oddech… Można ćwiczyć w domu perfekcyjnie, ale gdy skurcze są już non stop to ciężko o zdrowy rozsądek. Zaczęłam oddychać zbyt szybko, przez co wpadałam w hiperwentylację i trzęsły mi się nogi, których nie umiałam uspokoić.  Podano mi jakiś środek, chyba oksytocynę, mającą ułatwić mi poród, ale nie pomogła. Męczyłam się jeszcze trochę, aż przed 2.00 w nocy zdecydowano się na cięcie cesarskie. Ponieważ byłam wyczerpana cieszyłam się, że dłużej nie muszę walczyć. O 2.20 przyszedł na świat mój syn.



Podziwiam wszystkie mamy, które urodziły naturalnie. Z drugiej strony wiem, że nie każda kobieta ma (nomen omen) tę naturalną zdolność. Co więcej, wiele moich znajomych, które trenowały i przez to miały silny mięśnie skończyły na stole z cc, właśnie z uwagi na zbyt mocne więzadła , ścięgna i trzymające mięśnie.
Po 100 dniach mogę podsumować - cieszę się, że miałam cesarkę, ale jednocześnie wiem, czym jest poród naturalny. Kolejny, jeśli się zdecydujemy – tylko cc. A Wy jak wspominacie swój poród?  

Zdjęcia: Iwona Weiss


Copyright © 2016 Po100dniach , Blogger